wtorek, 28 października 2014

Obietnica dotrzymana!



25.10.2014 r. - ziuba biegacz na mecie biegu "II Noc STO-nogi" w Stawisku!
Dystans: 6,6 km; Czas: 54 min (czyli raczej trucht niż bieg, ale co tam!)
DONE!

Obietnica złożona samej sobie w dniu powstania tego bloga - 19.08.2014 r. została dotrzymana. 10 tygodni treningów. Od mięciutkiego zera, zerunia absolutnego jak czeluść kosmosu - po możliwość wystartowania w biegu i zrobienia kilku kilometrów dystansu bez zasapania się na śmierć!

Można? Można! Jak jasna cholera...

A było tak...

Zimno, że aż kości trzeszczały (jakieś 3 stopnie na plusie), ale wystarczyło odebrać numery startowe, by emocje wzięły górę nad zlodowaceniem. Principessa nawet ubrała czołówkę, na wypadek gdyby słońce schowało się natychmiast z wrażenia. Wszakże był to bieg nocny...


Nocny dla harpaganów, co tam biegali nawet 3 godziny non-stop. Ja skończyłam tuż przed 17:00, po założonych czterech okrążeniach. Czyli nawet dostrzegłam jeszcze świeżo upieczoną w ognisku kiełbaskę - tuż przed pożarciem. Reszta musiała mieć czołówki w zanadrzu. Ale nie uprzedzajmy faktów...


6, 5, 4, 3, 2, 1... START!!! Byłam świadkiem wielu startów. Niektórych bardzo znamienitych - jak np. start Rzeźnika w Komańczy o 3:30 w czerwcu. Ale to uczucie, kiedy ty, właśnie ty po raz pierwszy jesteś częścią tego wydarzenia. Czujesz, że ono cię otacza i nie masz wyjścia - za chwilę popłyniesz z falą... ehh...
Gdzie jest Wally? W różowej kurteczce.


Biegaliśmy po pętelkach wytyczonych wokół Parku w Stawisku. Pętelki - ca 1,5 km. Na powyższym zdjęciu - pierwsze kółko i na mojej twarzy lekkie obawy - czy uda mi się? Czy kolano grozy się nie odezwie? Czemu Principessa jest taka wyluzowana? Czy to problem, że ja truchtam, gdy inni biegną?


I tutaj czwarte kółko - zdrowy rumieniec wysiłku i uśmiech kiełkującej satysfakcji. Zrobię to! Już nie może się nie udać!


No i załatwione! ;-)


Jeszcze tylko szybkie rozciąganko "na blacharę"...


I imprezka! Bezowy tort urodzinowy od Principessy - dmuchany razem z Borką, który ma urodziny dzień po mnie. Razem kończyliśmy 46 lat i taką cyfrę mieliśmy na torcie. Pamiętajcie, by takie zabiegi przeprowadzać co najwyżej z młodymi nastolatkami, bo dublowanie urodzin z dorosłymi - nieco zbyt podkreśla sumę lat... Ale tu wszystko było w najlepszym porządku. I szampan był i wiśniówka. Trochę nie sportowo może. Ale tak to jest jak hedoniści się biorą do sportu...


Lans z medalami w serwisach społecznościowych... bezcenny!

I tak to! Jak tu się nie zakochać?

Większość zdjęć autorstwa przemiłego Fotografa, który uwiecznił chyba wszystkich uczestników tego biegu - Wojciecha Czaja.

Pierwsze i ostatnie - autorstwa Principessy, drugie - Leśnego Luda, który, był tam z nami oczywiście, choć w charakterze raczej celebrity biegowego. Kurtuazyjnie obiegł Stawisko tylko 2 razy i potem udał się strzec ogniska.

Z tego miejsca - niczym na oskarowej gali - pragnę podziękować swojej Mamie, która dopilnowała telefonicznie, bym miała na sobie kurtkę (choć i tak zdjęłam!), Principessie, Leśnemu Ludowi i Borce, za to, że biegli ze mną, a przynajmniej startowali - ramię w ramię oraz tym Wszystkim, którzy nie byli fizycznie, ale wiem, że trzymali kciuki! Dziękuję też STO-nogom z Milanówka, że im się chciało chcieć i zorganizować to wszystko, w czym braliśmy udział!

Po tym wszystkim - pozostaje mi jedynie... kolejny cel! ;-)

ziuba biegacz

4 komentarze:

  1. Łza sie zakrecila! Gratulacje biegajaca Ziubo! To teraz Rolen? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rolen, loren, norel, Orlen! A niech tam! Per aspera ad astra! Choć oczywiście, nie ma tu mowy o cierpieniu, a o wytrwałych treningach. Zaczynam już dziś!

    OdpowiedzUsuń
  3. Martusia, dopiero przeczytałam :) GRATULACJE!!!! Teraz to już dyszki nie będą strasz ;)

    OdpowiedzUsuń