czwartek, 30 października 2014

16:00 - zmierzch; 19:00 - środek nocy


No i nastała ta jakże urokliwa chwila, gdy to po oderwaniu od pługa o 16:00, zanurzamy się w ciemność. Mój pług orze najczęściej w mej biuro-sypialni. Po oderwaniu się, mogę od razu nanizać obuw biegowy i odzież tego przeznaczenia i wybiec.

Latem o 16:00 mamy poczucie, że możemy jeszcze podbić świat, wszakże mamy jeszcze w zapasie jakieś 6 godzin światła. 29.10 wychodzi się z domu i widzi to, co na zdjęciu. Tu konkretnie - nad torami kolejki WKD w okolicach Nowej Wsi, bo tam sobie wczoraj pobiegłam.

11 tydzień treningów: (15 minut biegu + 1 minuta marszu) x3. Czyli 48 minut together. Robi się grubo! Konieczny sen 8 godzin po takiej dawce. Nie ma, że coś tam, że serial, że nieodrobiona praca domowa, czy życie towarzyskie. Ciało pada około 22:00 jak kartofli wór i podnosi się po 8 godzinach. "Widzimisię" nie ma nic do gadania.

ziuba biegacz

wtorek, 28 października 2014

Obietnica dotrzymana!



25.10.2014 r. - ziuba biegacz na mecie biegu "II Noc STO-nogi" w Stawisku!
Dystans: 6,6 km; Czas: 54 min (czyli raczej trucht niż bieg, ale co tam!)
DONE!

Obietnica złożona samej sobie w dniu powstania tego bloga - 19.08.2014 r. została dotrzymana. 10 tygodni treningów. Od mięciutkiego zera, zerunia absolutnego jak czeluść kosmosu - po możliwość wystartowania w biegu i zrobienia kilku kilometrów dystansu bez zasapania się na śmierć!

Można? Można! Jak jasna cholera...

A było tak...

Zimno, że aż kości trzeszczały (jakieś 3 stopnie na plusie), ale wystarczyło odebrać numery startowe, by emocje wzięły górę nad zlodowaceniem. Principessa nawet ubrała czołówkę, na wypadek gdyby słońce schowało się natychmiast z wrażenia. Wszakże był to bieg nocny...


Nocny dla harpaganów, co tam biegali nawet 3 godziny non-stop. Ja skończyłam tuż przed 17:00, po założonych czterech okrążeniach. Czyli nawet dostrzegłam jeszcze świeżo upieczoną w ognisku kiełbaskę - tuż przed pożarciem. Reszta musiała mieć czołówki w zanadrzu. Ale nie uprzedzajmy faktów...


6, 5, 4, 3, 2, 1... START!!! Byłam świadkiem wielu startów. Niektórych bardzo znamienitych - jak np. start Rzeźnika w Komańczy o 3:30 w czerwcu. Ale to uczucie, kiedy ty, właśnie ty po raz pierwszy jesteś częścią tego wydarzenia. Czujesz, że ono cię otacza i nie masz wyjścia - za chwilę popłyniesz z falą... ehh...
Gdzie jest Wally? W różowej kurteczce.


Biegaliśmy po pętelkach wytyczonych wokół Parku w Stawisku. Pętelki - ca 1,5 km. Na powyższym zdjęciu - pierwsze kółko i na mojej twarzy lekkie obawy - czy uda mi się? Czy kolano grozy się nie odezwie? Czemu Principessa jest taka wyluzowana? Czy to problem, że ja truchtam, gdy inni biegną?


I tutaj czwarte kółko - zdrowy rumieniec wysiłku i uśmiech kiełkującej satysfakcji. Zrobię to! Już nie może się nie udać!


No i załatwione! ;-)


Jeszcze tylko szybkie rozciąganko "na blacharę"...


I imprezka! Bezowy tort urodzinowy od Principessy - dmuchany razem z Borką, który ma urodziny dzień po mnie. Razem kończyliśmy 46 lat i taką cyfrę mieliśmy na torcie. Pamiętajcie, by takie zabiegi przeprowadzać co najwyżej z młodymi nastolatkami, bo dublowanie urodzin z dorosłymi - nieco zbyt podkreśla sumę lat... Ale tu wszystko było w najlepszym porządku. I szampan był i wiśniówka. Trochę nie sportowo może. Ale tak to jest jak hedoniści się biorą do sportu...


Lans z medalami w serwisach społecznościowych... bezcenny!

I tak to! Jak tu się nie zakochać?

Większość zdjęć autorstwa przemiłego Fotografa, który uwiecznił chyba wszystkich uczestników tego biegu - Wojciecha Czaja.

Pierwsze i ostatnie - autorstwa Principessy, drugie - Leśnego Luda, który, był tam z nami oczywiście, choć w charakterze raczej celebrity biegowego. Kurtuazyjnie obiegł Stawisko tylko 2 razy i potem udał się strzec ogniska.

Z tego miejsca - niczym na oskarowej gali - pragnę podziękować swojej Mamie, która dopilnowała telefonicznie, bym miała na sobie kurtkę (choć i tak zdjęłam!), Principessie, Leśnemu Ludowi i Borce, za to, że biegli ze mną, a przynajmniej startowali - ramię w ramię oraz tym Wszystkim, którzy nie byli fizycznie, ale wiem, że trzymali kciuki! Dziękuję też STO-nogom z Milanówka, że im się chciało chcieć i zorganizować to wszystko, w czym braliśmy udział!

Po tym wszystkim - pozostaje mi jedynie... kolejny cel! ;-)

ziuba biegacz

piątek, 24 października 2014

Witajcie, Kochane ;-*


Witajcie, Kochane! Otóż dziś - krótki tutorial na temat noszenia koralowej nereczki. Kolor ów dobrze uwydatnia się na tle, na ten przykład, prezentowanego odcienia szarości vel grigio. Nereczkę zapinamy sobie na brzuszku, nakierowując na ulubione biodro. Potem przechadzamy się, zarzucając onym ku światu....

To na tyle performance'u. Ta wspaniała nereczka jest moim prezentem urodzinowym od Principessy, Leśnego Luda i Borki (ich Latorośl). Bym miała gdzie trzymać korbkowy telefon, gdy biegam dłuższe dystanse. Bardzo przypadła mi do gustu!

Jutro start, za jakieś 16 godzin. Przydarzyła mi się historia jak z amerykańskiego filmu o sportowcach. Na chwilę przed decydującą rozgrywka na śmierć i życie, coś się przydarza. Na przykład kontuzja. I potem walka głównego bohatera stara się jeszcze bardziej pasjonująca i trzymająca w napięciu.

U mnie nie jest aż tak górnolotnie, ale po prostu kolano grozy mnie boli. Nie przyznawałam się, ale już tak od tygodnia. Nie przyznawałam się przed samą sobą nawet. Postanowiłam odpuścić jeden trening, aby zregenerowało się na jutro. Mam nadzieję, że nie wytnie mi numeru. No nic, będziemy negocjować, jak zawsze...

Z resztą ponoć na kolana dobrze robi krioterapia, a jutro akurat zapowiada się krio-aura. Będzie ostro!

ziuba biegacz

wtorek, 21 października 2014

Spięcia w łydkach


Nie wiem co wyczyniam, ale spinam łydki straszliwie. Ostatnio użyłam ich też bardzo do snucia się po Krakowie przez 3 dni non stop + trening 7 km. No i spięły się na amen. Niby zawsze je rozciągam o tak...

... ale okazuje się, że czasem nie wystarczy po 20 sekund w 2 seriach. Jeżeli nadal wyczuwa się spięcie, trzeba potrzymać dłużej, nawet do 60 sekund. Ja dziś zawzięłam się i trzymałam do oporu. A w zasadzie braku wszelkiego oporu. Udało się! Łydy wyluzowane. Wreszcie!

Wyczytałam o tym trzymaniu do skutku w "Polska Biega". Wyczytałam też wiele innych ciekawych rzeczy. I znalazłam sobie kolejny plan treningowy ;-) Na Nowy Rok. Ale o tym jeszcze sza! A magazyn fajny. Nie tylko dlatego, że Leśny Lud przyczynił się do jego powstania... ;-)

Dziś rozpoczęłam 10 tydzień treningu i tym samym ostatni z "kroku pierwszego" mej przygody z bieganiem, czyli etapu przejścia od zera do 45 min ciągłego wysiłku. Finalizuję go sobotnim startem w biegu "II Noc STO-nogi" w Milanówku. Juhuuuuu!

Od przyszłego tygodnia "krok drugi", czyli od marszu przeplatanego z biegiem do 60 min ciągłego biegu.

Ci, co tu czasem zaglądają, zauważyli pewnie, że często robię sobie podsumowania. Tego mi trzeba. Jestem typem zadaniowym i motywuje mnie zamykanie etapów. Tudzież perspektywa kolejnych. Principessa na ten przykład, zupełnie odmiennie - biega i już. Bez pomiarów, bez planów. Ale biega. To typ nie znoszący nijakich narzuceń i planów. Wyzwala motywację w sposób nieoczywisty, ale skuteczny ;-)

No nic. Idziemy dalej, bo czas ucieka. Nawet wszystkie żołędzie już pospadały. 

ziuba biegacz

niedziela, 19 października 2014

Krakowski trening


Dziś nadrabiam opóźnienie w blogowych zapiskach. Ostatnie 3 dni spędziłam w Krakowie. Tam wszystko wydaje się nieco spokojniejsze. Kierowcy są uprzejmi, widzą pieszych. Widzą biegaczy ;-) Oczywiście, za pewne życie na co dzień w Krakówku, zdejmuje nieco lukru z jego smakowitego wizerunku. Ja nadal jednak bywam tam tylko zachwyconym gościem.

Wizyta w spokojniejszym Krakowie nie oznaczała bynajmniej odpuszczenia treningu! Bieganie wypadało w sobotę i zostało zrealizowane z nie małą nawiązką i frajdą. Duży udział w tym miała moja towarzyszka - Agusia, która to dzielnie towarzyszyła mi podczas przebieżki. A w zasadzie to ja bardziej towarzyszyłam jej, bo Koleżanka akurat jest nieco bardziej wybiegana (etap półmaratonów).

Tak więc, jak już byłam z Półmaratończyczką - trzeba było trzasnąć jakąś część maratonu. Udało się 1/6, z czego jestem bardzo dumna, bo dobrze rokuje to na przyszłotygodniowy bieg w Milanówku!

No ale jak tu przestać biec, gdy po drodze zalicza się: Planty, Wawel (honorowa rundka wzdłuż krużganków odbyta ku uciesze grupy turystów - zdjęcie obok), Smoka Wawelskiego i jamę jego, deptak nad Wisłą, a potem Rynek Główny z atrakcją przebiegnięcia przez środek Sukiennic?

Kraków więc pobiegany! Wkrótce - kolejne miasta!

ziuba biegacz

czwartek, 16 października 2014

Cmentarz


No i znów przez cały dzień nie sposób było oderwać się "od pługa". No i znów bieganie po nocy. A noc przychodzi już o 18:00. Pytanie, czy bieganie koło starego, opuszczonego, żydowskiego cmentarza w okolicach 18:30 w październiku i np. 22:30 w czerwcu, jest tak samo straszne? Ciemno jest tak samo. 

No nie jest w ogóle straszne, powiem Wam. Ale w czerwcu o 22:30 byłoby jednak dziwnie. Dziwne to. Odnowiony mur cmentarza wyłania się z mroków zdjęcia, usilnie zrobionego korbkowym telefonem. Kiedyś mur był stary i w rozsypce. Wtedy z czerni wynurzały się poprzechylane macewy. Teraz, czasem wolę nie myśleć, że tam są. Ale to tylko po 22:00.

Dziś przebiegłam sobie na luzie obok cmentarza nawet 2 razy. Muszę powiedzieć, że moje wybiegania robią się już coraz bardziej krajoznawcze. Pozwala na to długość treningu. Z centrum Pruszkowa, dobiegam sobie do Komorowa, a potem wzdłuż torów wukadki do miejscowości Granica i potem zawracam. Trwa to 40 min. Trochę bolą mnie nogi. Bo słabe ciągle. Ale cardio spoko. 

Dziś znów idę na pilates. Czuję, że jest lepiej z plecami, choć oczywiście nie wierzę do końca, że efekt przyszedł po 2 zajęciach. Po prostu działa psyche. Coś robię dla pleców, plecy odwdzięczają się milczeniem. Natomiast jestem podłamana swoim staniem rozciągnięcia. Na pilatesie jest grupa, która wykonuje ćwiczenia i gdzieś tam z boku - drewniany, stękający Pinokio, próbuje grupę naśladować, wytężając swe sztywne członki. That's me.

Ale to się wszystko odmieni!

ziuba biegacz


wtorek, 14 października 2014

Mżawka


Słabo się spaceruje we mżawce. Ale biega całkiem przyjemnie. Zwłaszcza, gdy znów źle oceniło się pogodę i ubrało nieco za ciepło. Wtedy mżawka jest niczym kosmetyczna, orzeźwiająca mgiełka na twarz w upał. Ci, co sądzą, że gadam od rzeczy - niech spróbują choć raz.

Co tam jeszcze ciekawego? No nie za wiele, bo ciemno było. W zasadzie tyle było do oglądania, co na zdjęciu. Mokry beton i liście. Równe 40 min treningu. Jestem już zdecydowanie w drugiej połowie godziny  z moim wysiłkiem "ciągłym". Najszły mnie refleksje...

Sprawdziłam z kalendarzem, że dokładnie na Sylwestra będę już umiała przebiec godzinę non stop. O ile wytrwam w rytmie treningów, jaki zachowałam przez ostatnie 9 tygodni. Jestem prawie w połowie stawki mojego planu. Kurczę, byłoby bosko!

A co mi pomoże? I tu dzieje się coś niesamowitego! Otóż, jakby zupełnie na me zamówienie, parkruny mają przywędrować do Pruszkowa!


Niezwykłe! Naprawdę pojmuję to dość metafizycznie. Można się śmiać. I don't care.

ziuba biegacz

niedziela, 12 października 2014

Tajemniczość


Wyruszyłam w puszczę o 8:00. Było trochę szaro, trochę mglisto. Pierwszy raz zobaczyłam las naprawdę jesienny. Nieco mroczny, obłupiony już po części z liści. Nie słyszałam śpiewu ptaków, tylko jakieś skrzeki i pomruki.

O mało nie dostałam zawału, kiedy mała gałąź opadła obok mnie, oberwana z drzewa. 2x widziałam w lesie tego samego kota i tego samego faceta na rowerze. A zrobiłam dziś około 5 km i spotykałam ich w odległych punktach trasy. Dziwne odrobinkę...

Najnormalniejszym zjawiskiem był leśniczy z psem. Choć czy to, że miał spodnie moro i polar czyniło z niego zaraz leśniczego? Najbardziej tajemnicza była ta łąka zeschłych, wysokich kwiatów w pajęczynach. 

Kiedy usłyszałam w krzakach chrumknięcie (a nie mogło to być chrumknięcie różowej, mięciutkiej świnki, tylko raczej świni pokrytej twardym, czarnym włosiem...), poczułam, że las dziś chyba pokazuje mi się z groźnej strony.

Ale taki już jest... Obiecałam sobie, że następnym razem, biorę ze sobą młodego, nieprzytomnego zawsze o tej porze Studenta, choćbym miała wylać na niego kubeł zimnej wody. Nie ma tak! Mat, be ready...

ziuba biegacz

piątek, 10 października 2014

Ciepło i złoto


Ponad 20 stopni 10 października! Tak to ja mogę! Principessa mi dziś marudziła, że ją obsmarowałam przedwczoraj. Że nogi długie, że coś tam. No kaman! Kobieta mająca obiekcje, gdy ktoś podkreśla długość jej nóg...

Za to dziś nic nie napiszę - ale u góry fota lanserska z Principessą na tle złotokapu, złotokłosu, złotozwisu, liściu, czy tam co. Pięknie, prawda? ;-)

Po tych falach zimna, trudno było znów było przekonać ciałko, by miast kulić jak najwięcej ciepłoty w sobie - oddawało ją i chłodziło się jak tylko może. Bieganie w "upale" niespodziewanie stało się pewnym wyzwaniem.

A po powrocie znów była zupełnie letnia ochota na koktail ze świeżych owoców, a nie bułę. Tym właśnie różni się pora letnia od zimowej. Preferencjami pokarmowymi. Zupełnie tak, jakby ewolucja była w tyle za naszym tak mało aktywnym i tak bardzo cieplarnianym trybem życia.

Ciągle jest tak, że jak tylko zawieje chłodem - natychmiast chce nam się węglowodanów, bo organizm pakuje magazyn na zimę. Wystarczy jeden dzień prawdziwego ciepła, by go oszukać.
Oby to nie był tylko jeden dzień... Trwaj lato tej jesieni!

ziuba biegacz

środa, 8 października 2014

With Principessa


Dzisiaj, z rana samego, Principessa wysłała do mnie krótką wiadomość tekstową o treści: O której biegasz? Chcę dołączyć!

No i co było począć? Obawy były. No bo, po pierwsze - Principessa ma mniej więcej 2x dłuższe nogi ode mnie, więc księżniczkowy krok biegowy jest sążnisty. Po drugie - biega o mniej więcej rok dłużej ode mnie, więc moje dumne 4 kilosy - to mogłoby być dla niej małe piwo przed śniadaniem, choć ona raczej brandy i do kolacji.

Wszakże gdy już wystartowałyśmy, największym wyzwaniem okazało się plotkowanie! Plotkowałyśmy przez ponad 4 kilometry i trzeba było szybki wyrzut słów pogodzić z szybkimi haustami powietrza. No i to było coś. Po powrocie, miałam rumieńce jak się patrzy.

A Principessa, choć oczywiście nie wyżyła się biegowo, orzekła, że biegało jej się ze mną dobrze i będzie czasem dołączać.

Z resztą, nie ma to tamto, plany są i marzenia, więc przyrost kilometrażu będzie u mnie i co za tym idzie - wyżycie u Principessy zapewnione. Tylko nogi me i stopy już nigdy nie dościgną księżniczkowych - co też skrzętnie przedstawia załączona fotografia ;-)

ziuba biegacz

poniedziałek, 6 października 2014

Aktualizacja celu!


No wiem, to niepedagogiczne może. Cel wyznaczony, powinien być stały i niewzruszalny. Jednakowoż nie wiedziałam, że w przełomowym dniu mego pierwszego, poważnego, planowanego startu - w niedalekim Milanówku - planowana jest Noc STO-nogi!

Bieg wieczorny, start w jakże urokliwym Stawisku, czyli terenie dawnej posiadłości rodziny Iwaszkiewiczów. No i do tego jeszcze Principessa i Leśny Lud mnie namówili!

Trasa nietypowa - bo wyznaczona na pętli 1,5 km i wygrywa ten, kto po prostu przebiegnie ją największą ilość razy. Także tak nie mainstream-owo zupełnie. I na koniec jeszcze ognicho z kiełbaskami da wszystkich.

I jeszcze trzeba mieć czołówkę, bo zmrok. Ehh... nowe gadżety! Zakupy ;-)

No i stało się. Jużem zarejestrowana! Tutaj:
http://www.sto-nogi.pl/noc2.htm

Poza tym trening dzisiejszy wykonany. 4,2 km w zimnicy i cimnicy. Ale nie było źle. Odczułam już jednak brak czapki. Żarty kończą się, gdy temperatura spada poniżej 10 stopni...

ziuba biegacz

czwartek, 2 października 2014

Szuwary



Z listy cudów natury Parku Potulickiego - dziś - Szanowni Państwo - szuuuwary. Trasa do Tworek i z powrotem zaliczona. 

Zaobserwowałam kolejny objaw buntu ciała swego. Ból pleców, zwłaszcza dolnej ich części. Tak, pracuję na siedząco, wysiaduję godziny długie przy pracy, niczym kura jajo. Niezdrowe to, ale inaczej się nie da. Zaczęłam biegać między innymi dlatego, żeby moje ciało poznało inne formy istnienia.

Ale bieganie - choć tak bardzo zdrowe - niestety bywa kontuzjogenne. Primo - stawy, secundo - kręgosłup. Z kręgosłupem należy obchodzić się ostrożnie. Niestety wstrząsy podczas biegu mu nie służą. Jeśli się jest miękkim zawodnikiem - należy plecy wzmocnić. Albo jeździć na rowerze zamiast truchtać.

Dlatego podjęłam dziś ważną decyzję! Idę na Pilates! Od razu, z marszu! Dziś, na 21:15. 
Pilates wzmacnia plecy, nogi, ogólnie całe ciało. Przy bieganiu jest bardzo wskazany.

No i proszę, co to bieganie robi z człowiekiem?

ziuba biegacz