wtorek, 30 września 2014

Już tylko prymulki myślą, że jeszcze będzie wiosna


Te są niezawodne. Jak tylko powieje ociepleniem, wysuwają pytająco kwiatki: wiosna? wiosna? już wiosna jest?

A tu nie...

Oj, chyba za dużo ostatnio pracuję, bo czepiają się mnie smętne myśli. Muszę powrócić szybko do jakowyś rozrywek popołudniowych.

Tymczasem niezłomnie pozostaje bieganie. Zauważyłam, że moje ciało przeżywa drugą falę buntu. Przebiegam aktualnie lekko ponad 4 km podczas każdego treningu. No i ono się zorientowało, że na odpuszczanie się nie zanosi, a węgla dorzucać trzeba! No więc znowu spazmuje jakimiś bólami to tu, to tam.

Dodatkowo pojawiła się także tzw. faza gastro. Czyli mięso, mięso i węglowodany. Chcę, chcę, dużo. Sałatę niech żrą ślimaki. Zielone koktaile, bomby zdrowia i smaku? Łeee, kawusia z mleczkiem pyszna za to. Zupka cienka na obiad - taka dobra była latem? Teraz... just forget it. Stroniło się dzielnie od alkoholu? Ale przecież okres przeziębień. Nalewkę porzeczkową od Mamy dla zdrowotności, do kolacji wypić trzeba...

Wesprzyjcie mnie Niebiosa, bo źle się to skończy...

ziuba biegacz

niedziela, 28 września 2014

Perfect beauty


Czyż nie malarsko? Taki oto widok oszołomił mnie dziś w okolicach 8:30, gdy to leśne ostępy otworzyły się w widoczną na zdjęciu przestrzeń. Skądinąd znaną mi przestrzeń. Ogromna łąka w środku lasu, a w jej centrum samotna sosna, która nie mając obok konkurencji, mogła wykształcić rozłożystą, okrągłą koronę. Łoj, randkowało się w odmętach wczesnej młodości pod tą sosną... ;-)

Suche trawy, bogato jeszcze przystrojone były błyszczącą w słońcu rosą, która w kilka sekund przemoczyła mi buty. Ale przecież nie szkodziło to niczemu. 

Biegnąc, przeskakiwałam świeże doły po nocnych harcach dzików. Kurcze, ależ mi było dobrze! Ludzie, ludziska, ludziki! Biegajcie Wy po lesie jeśli tylko macie taką okazję. Zabierajcie na weekendy w sielskich stronach swój biegowy szpej i dalej w puszczę! Ja podniecam się tym prawie co tydzień i opiewam na blogu, gdyż pomieścić w sobie nie mogę tej rozkoszy.

Do lasu, Ludzie!

Poza tym dziś rozpoczęłam kolejną fazę treningu (7 minut biegu + 1 minuta marszu)x4 . Było lekko i przyjemnie, choć muszę przyznać, że po południu zaliczyłam lekki zgon. Ale pocieszam się, że to po prostu wynik hiperwentylacji balsamicznym, leśnym powietrzem, a nie jakieś tam zmęczenie.
Przecież Żelazna Dama nie męczy się, prawda?

ziuba biegacz

piątek, 26 września 2014

Histeria


Każdy czasem doświadcza dnia histerycznego. Ja, pomijając zgubne meandry kobiecej gospodarki hormonalnej, doświadczam czasem histerii w wyniku niewyspania.

Dziś pozwoliłam sobie na pisanie artykułu do 2:00 nad ranem no i proszę - od rana histeria gotowa. Wszystko nie tak. A to niepomyślny raport służbowy, a to 50 maili nieprzeczytanych na skrzynce, a to zdjęcia z Beskidów. Są przecież cudowne, ale histeria kazała skupiać się akurat na, prawdopodobnie niedostrzegalnym dla reszty ludzkości, elemencie obłych kształtów odzieży sportowej, która na wszystkich fotkach uwypuklała kształty niepożądane. W skrócie - przestaję albo jeść albo... chodzić w getrach (he he he).

Z tej histerii przegoniłam się dziś do samych Tworek. Same nogi mnie poniosły. Zrobiłam ponad 4 km. Nie wiem dokładnie, bo Endomondo dwukrotnie straciło rachityczną łączność z korbkowym telefonem.

Tak więc leciałam zapalczywie, aż nawet kolano grozy przebudziło się na chwilę z odrętwienia i rzekło zwyczajowo: Co ty odpierdzielasz, woman? Are you completely mad??? Na co ja - też zwyczajowo: Zamknij się!

Pod mrocznymi murami zakładu zamkniętego w Tworkach, spłynęła na mnie błoga myśl. No i o co ci chodzi w zasadzie? Ręce są. Nogi są. Buty fajne. Nie pada. Ciesz się, kobito! I z myślą tą powróciłam lekko do domu.

Jest przecież wiele innych rzeczy, którymi można zająć głowę. Na przykład - czemu, do licha, wierzba w Parku Potulickich, miast rosnąć w górę, płoży się jak powój. To jest dopiero zaburzenie osobowości!

Tylko spokój nas uratuje. A już wielu z nas - również bieganie!

ziuba biegacz

środa, 24 września 2014

Zimne lato w Potuliczaku


Od początku biegania swego, romantycznym spojrzeniem wprzód, widziałam siebie dziarsko przeczesującą pobliski Potuliczak. To rozległy, pruszkowski park, który jawi mi się urokliwie. Głównie przez ilość stawów, kanałów i mostków. Ba! Nawet fontanna tryska na środku stawu największego.

Gdy wjeżdża się do Pruszkowa ulicą Prusa z Alei Jerozolimskich, to właśnie roztaczający się po lewo, bujny zielenią i obfity w lustra wody Park Potulickich, znacznie ociepla pierwsze wrażenie.
Wjazd od strony Brwinowa, w pustynię betonu z azbestem i krzykliwych reklam punktów lokalnej sprzedaży i świadczenia usług - jest bez porównania gorszy.

Ale nie o to, nie o to.

Pierwszy raz udało mi się dziś dobiec do Potuliczaka, obiec dwa największe stawy i wrócić do domu w 28 minut. Było słonecznie i zimno (około 12 stopni). Ale wciąż jeszcze zielono.

Zauważyłam, że nieco gorzej biega mi się w zimności. Nie wiadomo jak się ubrać. W buty zainwestowałam, ale reszta jeszcze bywa przypadkowa. Trzeba nabyć jakąś pałatkę odporną na wiatr, ale nie za grubą. No co zrobić, jak tu uroczysty start w parkrunie dopiero za miesiąc, a i potem by się chciało coś.

Naprzeciw zimności, niedoskonałościom stroju oraz wszelkim innym naprzeciwnościom, zamieszczam jeszcze zdjęcie, będące reminiscencją ostatniego wypadu w Beskidy. Komunikat motywujący - wołający pomarańczowo z głazu. Znaleziony w drodze na Skrzyczne, na rekreacyjnej trasie biegowej (takie oto wyznaczane zaczynają być w naszych polskich górach - tam były akurat dwie - na 14 i 26 km).

Fajne takie:



ziuba biegacz

poniedziałek, 22 września 2014

Sooom!!! Buty ;-)


Najpiękniejsze i najwspanialsze na świecie, na mnie szyte wprost. Trochę trzepło po kieszeni, ale co tam, doszłam do wniosku, że w eleganckich garsonkach ostatnio chadzać często nie muszę, tudzież obcasów zdzierać, jakowoż nawet szminki i tuszu do rzęs idzie mniej, więc mogę!

Z resztą, gdy tylko wnizałam je na stopy swe, które dzielnie, przez pełne 5 tygodni, biegały na próbę w tych pofitnessowych rozklapiszczach, zakochawszy się. Gdy tylko przebiegłszy w te i z powrotem, polecony przez Leśnego Luda, sklep Ergo przy Jana Pawła w Stolicy, gdy tylko poczuwszy niespotykaną lekkość i puszystość kroku... Odwrotu nie było! I som - Brooksy Glycerin. Ehh...

W trakcie badań w sklepie biegowym okazało się, iż mam stopy neutralne, czyli nie muszę mieć takiej specjalnej podpórki we wklęśnięciu stopy. Choć z lekka zamiatam prawą nogą i biegam na całych stopach dopiero po kilku minutach treningu. Z racji tego, obuw musi amortyzować, a przy tym trzymać piętę.

No dobra, miła Pani ze sklepu powiedziała mi wiele jeszcze innych mądrych rzeczy, których nie umiem teraz powtórzyć. Za dużo się działo! Badanie stóp, bieganie po bieżni, nagrywanie, wywiady, zdjęcia, okładki czasopism... Polecam! Tak serio, serio. Wynikiem całego procesu był dobór Brooksów. A o pronacji i supinacji, to już mądrzej tu napisali:
http://www.ergo-sklep.pl/jak-sprawdzic-typ-stopy-pronacja-czy-supinacja

Oczywiście, były już testy na pruszkowskich betonach, a jakże! Biegam teraz niczym rącza łania i nie straszny mi trening wydłużony o kolejne 4 minuty biegu. Nawet kolano grozy siedziało cicho. Może dlatego, że wyskrzeczało się już w weekend na Skrzycznem w Beskidzie, na które to wlokłam je bez nijakiej litości 2 godziny non stop pod górę i we mgle.

Postanowiłam dziś jeszcze raz zakręcić korbką i podjąć próbę odpalenia Endomondo w moim telefonie. Ponieważ ostateczne połączenie gps-a z satelitą, po prawdopodobnie długiej drodze przez gwiazdozbiór Andromedy, pętle wokół Saturna i zaplątanie w grzywę mgławicy Koński Łeb - nastąpiło po kilku minutach treningu - doliczam sobie również kilka metrów i ogólnie, pi razy drzwi, robię aktualnie 3 km z małą górką (6 min biegu + 1 minuta marszu x 4 - z pominięciem matematycznej kolejności działań).

Radość wypełnia moje serce.

ziuba biegacz


czwartek, 18 września 2014

Dzikie łąki pośród miast


Takie oto łąki dzikie można znaleźć pośród miast. Ta znaleziona w Pruszkowie.

Tymczasem, przez kolejne 3 dni, moje nogi pełnić służbę będą w górach. Witaj Szczyrku, Szyndzielnio, Klimczoku! Witajcie drogi, drożyny, łąki po pas i dziki las.

Lecę! I melduję się ponownie w poniedziałek ;-)

ziuba biegacz

wtorek, 16 września 2014

Miesięcznica


Oto godne zakończenie treningu! Wprost do hamaka w ogrodzie Principessy! Od owego ogrodu dzieli mnie dystans około 3 minut samochodem, 6 minut rowerem, 20 minut piechotą i dzisiejsza nowość - 12 minut marszo-biegu przy stosunku 5 min biegu do 1 minuty marszu.

Nasz marudny, wiecznie zasromany naród, jakimś cudem zasłużył na piękną jesień! Rany, jak jest pięknie. Mam nadzieję, że to potrwa aż do grudnia, a od stycznia oczywiście będzie wiosna.

Dziś święto! Miesięcznica biegania mego. Co mogę powiedzieć? Kolano, wiadomo, grozy. Ale! Poza tym - mam lepszy nastrój, wyraźnie czuję coraz lepszą kondychę i zaobserwowałam ciekawą rzecz.

Organizm zawsze broni się przed wysiłkiem pierwsze 3-4 minut. Trochę dyszy, trochę negocjuje. Ale potem cudownie odpuszcza. A na koniec nawet podszeptuje, że może by tak zaszaleć? Ale nie, trzymam się programu. Bo póki co - jest dobrze! Choć czasem strzyka coś, a czasem coś pociągnie.

Zaczynam kolejny miesiąc! 

ziuba biegacz



niedziela, 14 września 2014

Poczekaj, Zając!


Nieprzytomny, niedzielny poranek, po nocy zakłócanej koszmarami. Leń wśliznął się obok, pod kołdrę i nie pozwalał jej ściągnąć. Aż tu nagle - co widzę? Otóż, Brata-Mata w pełnym rynsztunku, t.j. stroju do biegania.

A na zegarku - środek nocy - wg czasu środkowo-wschodnio-studenckiego - czyli 8:30. Nie wierzyłam, że się zwlecze, a tu jednak! Przyobleczony w podróbę bluzy reprezentacji Polski - w bliżej nieokreślonej dyscyplinie, prezentował się nader motywująco!

Więc zostawiłam lenia pod kołdrą, wdziałam swe czarne elastomery, coraz bardziej rozlatujący się już obuw fitnessowy i w las!

A las wyglądał tak, jak powyżej. Tchnący miłą bryzą, zapraszający poranną tajemniczością, szeleszczący grzybiarzami.

I plan został wykonany: 4 x 4 minuty biegu + 1 minuta marszu. Ostatni raz, bo od wtorku znów przyrost dawki biegu!

Gdy rozciągałam kolano grozy na ulubionym drzewie, a on kopał szyszki w znudzeniu, spytałam, czemu się nie rozciąga. Na co prychnął, że najpierw musiałby doświadczyć jakiegoś wysiłku.

Poczekaj, poczekaj, będziesz Ty jeszcze dyszał na treningu ze mną!
Zając! Ja Ci jeszcze pokażę!


ziuba biegacz

sobota, 13 września 2014

Czyżby, ten tego, endorfiny?


Już są, w swej dziwaczności, bulwiastości, chropowatości, plamiastości i krogulczości. Dynie ozdobne. Za 3 takie sztuki 7 zeta na targu w Pruszkowie. Good deal.

Ależ dziś było gorąco! Tropikalne ciepło lepiące się do skóry. Aktualnie czytam "Jedz i biegaj" Scotta Jurka (Principessa wypożyczyła mi z biblioteczki Leśnego Luda - on oczywiście ma egzemplarz z autografem samego Guru i specjalnym ultramaratońskim namaszczeniem) i kompletnie nie wiem, jak można przebiec Bad Water w temperaturze 40 stopni. Nie mieści się to w mym zakresie postrzegania świata. Widziałam jego zdjęcie w połowie, jak leżał w wannie lodu. Mnie orzeźwiający prysznic też już tak dawno nie ucieszył ;-)

Ale i tak było bardzo fajnie. Nie wiem, czy to zasługa pogody, piątku, czy biegania, ale wróciłam dziś z treningu w świetnym humorze. Czyżby, czyżby, azaliż, tego, tego? Endorfiny? ;-)

Oby!

ziuba biegacz

środa, 10 września 2014

Rumiana niczym jabłuszko...


Powróciłam dziś z treningu rumiana niczym te, spotkane po drodze, rajskie jabłuszka. Smakowałam chyba też równie kwaśno... No cóż, 20 minut ruchu non stop, po tylu latach bezruchu, robi swoje.

Ale ogólnie jestem zadowolona. Kolano grozy szemrze, ale wciąż wierzę, że w końcu zaakceptuje nową sytuację.

Moje stopy wreszcie zregenerowały się po sobotnim PINK PARTY u Principessy. Bo miesiąc biegania nie zmasakruje tak stóp, jak noc przetańczona na dziesięciocentymetrowych szpilach. Pamiętajcie o tym, młode panny, a starsze w szczególności.

Właśnie sobie pomyślałam, że jeszcze 2 treningi i będzie miesiąc i pierwsza nagroda za wytrwałość. Buty, buty, buty do bieganka. Ouu jeee!

ziuba biegacz

poniedziałek, 8 września 2014

Kto się nie zasapie - niech pierwszy rzuci kamieniem!


Po czym rozpoznać starość? Po tym, że czyta się ulotkę z promocjami z apteki, zanim wyrzuci się ją do kosza. To taka dygresja na początek. Zaobserwowałam dziś ten niepokojący objaw u sibie i tyle.

Czwarty tydzień treningów rozpoczęty. Stosunek minut biegu do marszu 4:1. Powtórzeń 4. Czyli trening wydłużył się o całe 4 minuty i to biegu. Phii! Ktoś znów prychnie. Żebyś się nie zasapała! A niech spróbuje, jedno z drugim, miękkie ciało, pobiec 4 min jednym ciągiem! Które się nie zasapie - niech pierwsze rzuci kamieniem!

Dumna z planu pełnych 20 min, postanowiłam pierwszy raz odpalić Endomondo. No bo to już mógł być jakiś, wart wspomnienia, dystans! Niestety, gdy odpalałam aplikację, mój prehistoryczny telefon na korbkę, mruknął tylko: zara, nie pali się, popatrz sobie przez minutę na biały ekran. A u mnie cierpliwość liczy się niestety w sekundach.

Także mogę Wam tylko powiedzieć obrazkowo, że biegałam do kasztana, potem podstawówki, potem wzdłuż jednej z głównych arterii mej podwarszawskiej metropolii, i jeszcze raz dookoła kościoła. A wieczór był piękny. Cieplutko, 18 stopni, księżyc w pełni wisiał nisko nad rozświetlonymi ulicami, co uwiecznił, na swój rozmyty sposób, korbkowy aparat w korbkowym telefonie.

Cisza, spokój, liście opadłe z drzew znieruchomiałe na chodniku. Również zasymilowani z ławeczkami dziadkowie, nieco złowrogo zastygli w ciemnościach i ciszy. Zupełnie jakby przed chwilą, razem z liśćmi, bezszelestnie spadli z drzewa.

Z pobliskiej piekarni dolatywał zapach pieczonego na rano chleba. Pomyślałam o żytnim chlebku na zakwasie, który właśnie rósł w mojej kuchni. Mniam.

I tą idyllę psuło mi jeno kolano grozy. No bo ono jęczy ciągle. Rozciągam kulasy pieczołowicie po każdym bieganiu. I w tą i w tamtą. z tyłu, z boku, z podskoku. Ale ono jęczy. No widać obciążam ta nogę jakoś bardziej. Albo ona gorzej znosi to obciążanie. To samo mam na nartach. W prawo skręcę koncertowo, w lewo - jak pokrak. Bo ta prawa kończyna chybocze się jakoś, kaprysi. Co tu z nią począć? Ojoj...

ziuba biegacz

niedziela, 7 września 2014

Bizantyjski Jeż Owocowy (BJO deser)


Bizantyjski jeż owocowy. Stop. Musiałam go udrapować zaraz po treningu. Stop. A potem zaraz gnałam na 40. urodziny Principessy. Stop. Pink Party imprezą roku. Stop. Nie starczyło czasu na notkę wczoraj. Stop. Ale wszystko zaliczone. Stop.

ziuba biegacz

czwartek, 4 września 2014

Jesień



Jesień
/sł., muz. D. Basiński/

Jesień, Jesień, Jesień
złote liście spadają z drzew
Jesień, Jesień, Jesień
dzieci liście zbierają na w-f

Jesień, Jesień, Jesień
złote liście spadają w dół
Jesień, Jesień, Jesień
Marcin znalazł tylko liścia pół

Jesień, Jesień, Jesień
za to Zosia aż cztery w całości
Jesień, Jesień, Jesień
Znowu piątka w dzienniczku zagości 

Zaczęłam dziś urokliwą piosenką mego ukochanego kabaretu "Mumio". Tak! jesień czuć w powietrzu, zmieniła się barwa słońca, a pod nogi lecą kasztany! To przypomina mi ten beztroski czas, kiedy to wrzesień nie oznaczał początku tęsknoty za kolejnym latem, strachu przed nadciągającą depresją krótkich, zimnych dni i długich, ciemnych wieczorów.

Jesień oznaczała to, że np. leciały pod stopy kasztany. 

No i mi dziś wleciały i a wraz z nimi przyturlało się wspomnienie dzieciństwa. Opanowałam się jakoś, by natychmiast nie zrobić z nich ludzików. Wszakże miałam jeszcze trochę pracy.

Poza tym melduję. Trening nr 9 zaliczony! 

ziuba biegacz

wtorek, 2 września 2014

Brunetka wieczorową porą


Dziś znów w dzień wizyta na zakładzie, a bieganie wieczorem. Nie takie złe to wieczorne bieganie. Choć czasem strach z lekka, zwłaszcza, gdy wbiega się w krzaczory jakieś (dla mych drogich Przyjaciół o łódzkich korzeniach -  tłumaczenie: gdy wbiega się w chynchy).

Jednakowoż napotkałam 3 inne biegające niewiasty. I tylko niewiasty. Tak więc wnioskuję, iż zaraza biegowa zbiera ostatnio swe dobre żniwo wśród kobitek.

Zaczęłam 3. tydzień swych treningów. Wg mej rozpiski oznacza to potrojenie czasu biegu względem marszu. Nadal czas treningu jest krótki, bo wynosi 16 minut. Ale za to stosunek minut biegu do marszu wynosi 12:4. Jest fajnie ;-) Dla mnie osobiście naprawdę bardzo fajnie! I nie zasapuję się wcale. Iron woman normalnie. 12 minut biegu i nic. WOW! ;-)))) Będę się cieszyć i nikt mi tego nie odbierze.

ziuba biegacz