czwartek, 16 października 2014

Cmentarz


No i znów przez cały dzień nie sposób było oderwać się "od pługa". No i znów bieganie po nocy. A noc przychodzi już o 18:00. Pytanie, czy bieganie koło starego, opuszczonego, żydowskiego cmentarza w okolicach 18:30 w październiku i np. 22:30 w czerwcu, jest tak samo straszne? Ciemno jest tak samo. 

No nie jest w ogóle straszne, powiem Wam. Ale w czerwcu o 22:30 byłoby jednak dziwnie. Dziwne to. Odnowiony mur cmentarza wyłania się z mroków zdjęcia, usilnie zrobionego korbkowym telefonem. Kiedyś mur był stary i w rozsypce. Wtedy z czerni wynurzały się poprzechylane macewy. Teraz, czasem wolę nie myśleć, że tam są. Ale to tylko po 22:00.

Dziś przebiegłam sobie na luzie obok cmentarza nawet 2 razy. Muszę powiedzieć, że moje wybiegania robią się już coraz bardziej krajoznawcze. Pozwala na to długość treningu. Z centrum Pruszkowa, dobiegam sobie do Komorowa, a potem wzdłuż torów wukadki do miejscowości Granica i potem zawracam. Trwa to 40 min. Trochę bolą mnie nogi. Bo słabe ciągle. Ale cardio spoko. 

Dziś znów idę na pilates. Czuję, że jest lepiej z plecami, choć oczywiście nie wierzę do końca, że efekt przyszedł po 2 zajęciach. Po prostu działa psyche. Coś robię dla pleców, plecy odwdzięczają się milczeniem. Natomiast jestem podłamana swoim staniem rozciągnięcia. Na pilatesie jest grupa, która wykonuje ćwiczenia i gdzieś tam z boku - drewniany, stękający Pinokio, próbuje grupę naśladować, wytężając swe sztywne członki. That's me.

Ale to się wszystko odmieni!

ziuba biegacz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz