poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Kolano grozy


Taka wierzba koło mojego bloku! No niby mijam ją od 4 lat, a jakoś jej się nie przyjrzałam. A tu takie pienisko, chyba z 5 metrów obwodu. Pomnik przyrody dosłownie. Wystarczyło, by stanowiła finish mojego dzisiejszego treningu, aby przyjrzeć się dokładnie, biegnąc w jej kierunku. Bieganie otwiera oczy! 

To tak celem przyjemnego wstępu, do mniej przyjemnej treści zasadniczej.

Dziś przemówiło do mnie kolano grozy. Kolano grozy występuje w środkowej części mojej prawej nogi. Kiedyś nadużyłam wielce jego cierpliwości, nosząc przez 1,5 miesiąca na tejże nodze, ciężar pokaźnego całkiem ciała + kilka kilo gipsu z nogi lewej.

Było to prawie 10 lat temu, ale ciągle jeszcze jest obrażone. Za każdym razem, kiedy śmiem wymagać od niego cokolwiek więcej, ponad leniwym przepełzaniem między krzesłami, fotelami, kanapami, siedzeniami samochodowymi, ono fuka...

Fukało mi dziś od rana: "Co ty odpierdzielasz, woman? Ledwo żeśmy się pogodzili po 10 miesiącach tej cholernej, morderczej zumby, a Ty znowu zaczynasz? Mało Ci było wsuwać te kolageny, elastomery, regenery? Mało było chodzić do przystojnego rehabilitanta? (Wiem, tego nigdy mało...) Nie możesz sobie znaleźć innego hobby? Nie wiem, kuźwa, lepienie pierogów, czy wyplatanie koszy?"

I tak w kółko. Z początku udawałam, że tego nie słyszę. W końcu, naciągając obcisłe trykoty a la biegowe, rzekłam krótko: "Zamknij się!" i poszłam robić swoje.

Wiem jednak, że sukces w jednej bitwie, nie oznacza wygranej wojny...

ziuba biegacz

2 komentarze:

  1. Ponoć na kolana najlepsza jest śmietana (wg pewnego proboszcza).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma takiej śmietany, co uzdrowiłaby me kolany. Pozostaje tylko ucinanie czczych dyskusji z niemi.

      Usuń