wtorek, 19 sierpnia 2014

Ale jak to?


Mam prawie 33 lata. Przez prawie 33 lata nie uprawiałam żadnego sportu. Byłam zawsze miękkim typem dramatyczno-poetycznym, z odwiecznymi kilkoma kilogramami ponad poziom normy wyliczonej okrutnymi algorytmami BMI.
Może nie było tak, że brzydziłam się sportem. Miałam dla niego szacunek, czasem podziw nawet jakiś. Kultywowałam spacery, niezobowiązującą jazdę na rowerze do spożywczego. Czasem zsuwanie się z jakiejś góry na nartach. "Zsuwanie" nie jest użyte bez powodu.

Praca moja zwykle polegała na siedzeniu na tyłku przed ekranem komputera lub siedzeniu na tyłku w samochodzie i klęciu na czym świat stoi, gdyż za kierownicą zawsze budziły się we mnie złe moce.
I tak to trwało.
Czy byłam z tym wszystkim szczęśliwa? Chyba się nad tym do końca nie zastanawiałam. Człowiek przed trzydziestką ogólnie czuje się niezniszczalny i bywa bezrefleksyjny. Czy ostatnio byłam z tym szczęśliwa? Nie.

I nawet nie o to chodzi, że odkryłam nagle, że oprócz kręgosłupa moralnego, mam jeszcze ten kostny i on zaczyna do mnie mówić, a raczej jęczeć. I nie chodzi o to, że znów nie do końca podobałam się sobie w lustrze. Zaczęłam sobie po prostu wyobrażać siebie za lat dziesięć. A raczej wizualizować kim bym chciała być i jak wyglądać. No i wyszło mi na to, że brnąc dalej w dupogodziny przy kompie i fanatyczne pieczenie drożdżowców, doprowadzę do wizerunku dalekiego od moich marzeń.
To nie jest tak, że takie myśli nie nachodziły mnie już wcześniej. Bo ja próbowałam. Tańczyć (tańce latino, zumby, rumby, aeoribiki), stękać z pakerami na siłce, latać ze spoconymi, okablowanymi ludzikami na bieżniach, wyginać się na jogach, pilatesach, esach-floresach. I nic nie wzbudziło mej trwałej fascynacji. No może poza zumbą. Ale po 10 miesiącach odkryłam, że nie była to fascynacja samą aktywnością, tylko prowadzącym. Bo gdy ten odszedł, odeszły i moje zapędy do tańca (pozdrawiam Cię, cudny Jacku, gdziekolwiek tańczysz teraz na swych pięknie zbudowanych nogach).

I to nie jest też tak, że nie myślałam już wcześniej o bieganiu. Choć przez wiele lat omijałam je szerokim łukiem. To był uraz z podstawówki, kiedy to zdyszana, z krwią w gardle, robiłam niekończące się kółka wokół stadionu. No nie byłam najlepszym biegaczem i wbiłam sobie gdzieś do głowy, że będzie tak zawsze i lepiej trzymać się od tego z daleka. Ale miło jest podejmować wyzwania. A najciekawiej wobec samego siebie.

Tak więc były podchody. Wiele buńczucznych wieczorów, pełnych ambitnych planów na poranek. Przygotowywania garderoby a la biegowej i obuwia udającego biegowe, tak by jeno zerwać się skoro świt, naodziać i wybiec. I już prawie miało się w nozdrzach tę poranną bryzę, na łydkach krople porannej rosy, a w uszach śpiew skowronka znad pól.
Rankiem jednak zawsze było tak samo. Rozwierało się jedno oko i stwierdzało, że za oknem deszcz, albo jak nie deszcz, to może być deszcz, albo w ogóle cokolwiek może być zupełnie odmiennego od wieczornych wyobrażeń. A kołdra nigdy nie była tak cieplutka, a materac tak właśnie idealnie miękki, jak teraz i może postawmy to w centrum wszechświata, a nie jakieś tam bieganie bez sensu.

No więc jak to jest, że jednak się zaczęło? Bo ja wiem.. czasem w życiu pozytywnie ułożą się moce i człowiek ugnie się przed samym sobą. A jest to jeden z największych w życiu triumfów, powiadam Wam...
Ale zapał może szybko minąć. Znam siebie jak zły szeląg. Skorzystałam więc z porad, które wielokrotnie wtłaczał mi do opornej mózgownicy Leśny Lud, mój przyjaciel, o którym pewnie jeszcze wspomnę nieraz.
A Leśny Lud, jako wielce doświadczony biegacz, powiadał, iż trzeba wiedzieć jak i po co. Bo jak się nie ma celu wyznaczonego, to wszystko jak krew w piach.
No to sobie znalazłam "jak". Udałam się do dr Googla i spytałam go "jak zacząć biegać". Dr Google, jak zawsze, miał wiele odpowiedzi. Ale ja wybrałam tę jedną:


O tutaj znalazłam:
http://treningbiegacza.pl/training-plans/plan-treningowy-od-zera-do-60-minut-ciaglego-biegu-10-najczestszych-pytan-zadawanych-przez-poczatkujacego-biegacza

Ktoś powie, pfff, żebyś się nie zasapała. 14 minut marszobiegu. Pfff! A ja powiem, że dla miękkiej dziuni, co to się za wiele w życiu nie ruszała, to w sam raz. Ja wiem, że teraz korpoludy biegajo zawzięcie od razu po 5 km, żeby móc koledze zza ścianki działowej w openspejsie zaimponować. Ale ja na szczęście nie muszę nikomu imponować. Jedynie samej sobie muszę zaimponować. Siebie muszę na kolana powalić i zakochać w tym do nieprzytomności. A będzie pewnie niełatwo.
Poza tym nie chce wymagać rehabilitacji za miesiąc i znów stwierdzając, że bieganie mi nie służy, zawinąć się w jesienne koce i pożerać uprzednio upieczonego drożdżowca.

No to wiadomo już "jak". A teraz "po co". Wiadomo, że długofalowo, by wzniecić na stałe, te owiane tysiącem legend, endorfiny. By być, sprawnym, ładnym i powabnym. By być szczęśliwym! O tak! Ale długofalowe plany są jak te gołębie na dachu. A tu trzeba szybko ścisnąć w garści jakiegoś wróbla. 
No i wymyśliłam sobie. I z pełnym rozmysłem zapisuję sobie to teraz. Bo w ogóle wszystkie te wynurzenia spisuję dla głębszej samomotywacji. Tak więc zapisuję to jako prawdę objawioną i niezmienną:

O to ja, miękka panienka, w dniu 25.10.2014 r., dzień po swoich trzydziestych trzecich urodzinach, wystartuję w swoim pierwszym parkrunie!

O takim:
http://www.parkrun.pl/warszawa-praga/

Właśnie spojrzałam na swój, udający biegowy, zegarek. Jest godzina 22:12, 19.08.2014 r. Od tego wydarzenia dzieli mnie dokładnie 9 tygodni i 3 dni. Zaplanowałam trening co 2 dni. Jeśli nie zawiodę się na sobie, a przecież tym razem już nie mogę! - będę na etapie zdolności do 40 min ciągłego wysiłku. Czy wystarczy na przebiegnięcie 5 km dla miękkiej panny? Będzie musiało!

Czemu piszę to wszystko dziś? Bo dziś zaczęłam. Jestem po pierwszym treningu i nakładam na siebie obowiązek sprawozdania, choćby króciutkiego, bo nie sposób się tak wylewać co dwa dni, za to po każdym treningu.

Jest to zabieg świadomy. Dodatkowa motywacja w postaci połączenia pasji budowanej - z pasją już zbudowaną od dawna. Bo pisać lubię i czynić to będę czy się komuś to podoba, czy nie. I tak samo będzie z bieganiem. Nie ma opcji!

ziuba biegacz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz