Misja - "odczarowanie stadionu". Chodzi o stadion w mej rodzinnej miejscowości, na którym to kiedyś znienawidziłam bieganie. Były to czasy podstawówki i mrożących krew w żyłach sprawdzianów w biegach na 100 i na 800 m. Wtedy na 100 m miałam najgorszy czas wśród koleżanek, a przebiegnięcie 800 m groziło wypluciem płuc na mecie i niejednokrotnie było blisko.
Czasem jest tak, że od małego wszystko mówi nam, że branie się za coś nie ma sensu. Zawsze byłam dość ambitnym dzieciątkiem i ta ułomność w tzw. kulturze fizycznej nieźle dawała mi po ogonie.
Na szczęście już jako starsza dziewczynka, odkryłam, że w sport można się po prostu bawić, bez napinki. Że chodzi o to, żeby w ogóle się chciało chcieć. By wprawić się w ruch. By gonić królika, a jak jeszcze się go przypadkiem złapie, to po prostu będzie jeszcze fajniej. I tak to przez lata goniło się kilka małych królików, aż w końcu przyszło zmierzyć się z tym szczególnym, "morderczym królikiem", niczym z kultowej sceny z "Monty Pythona i św. Graala"...
Odczarowałam stadion magiczną liczbą 13 okrążeń. Zaliczyłam 5 200 m na luzie, tuż przed zjedzeniem sobotniej, leniwej jajeczniczki na śniadanie.
Uwielbiam to!;-)
ziuba biegacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz