niedziela, 14 września 2014
Poczekaj, Zając!
Nieprzytomny, niedzielny poranek, po nocy zakłócanej koszmarami. Leń wśliznął się obok, pod kołdrę i nie pozwalał jej ściągnąć. Aż tu nagle - co widzę? Otóż, Brata-Mata w pełnym rynsztunku, t.j. stroju do biegania.
A na zegarku - środek nocy - wg czasu środkowo-wschodnio-studenckiego - czyli 8:30. Nie wierzyłam, że się zwlecze, a tu jednak! Przyobleczony w podróbę bluzy reprezentacji Polski - w bliżej nieokreślonej dyscyplinie, prezentował się nader motywująco!
Więc zostawiłam lenia pod kołdrą, wdziałam swe czarne elastomery, coraz bardziej rozlatujący się już obuw fitnessowy i w las!
A las wyglądał tak, jak powyżej. Tchnący miłą bryzą, zapraszający poranną tajemniczością, szeleszczący grzybiarzami.
I plan został wykonany: 4 x 4 minuty biegu + 1 minuta marszu. Ostatni raz, bo od wtorku znów przyrost dawki biegu!
Gdy rozciągałam kolano grozy na ulubionym drzewie, a on kopał szyszki w znudzeniu, spytałam, czemu się nie rozciąga. Na co prychnął, że najpierw musiałby doświadczyć jakiegoś wysiłku.
Poczekaj, poczekaj, będziesz Ty jeszcze dyszał na treningu ze mną!
Zając! Ja Ci jeszcze pokażę!
ziuba biegacz
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz